Emotikony - niezbędne w komunikacji?
Doczekały się filmu, w którym grają główną rolę, a większość osób korzystających z internetu nie wyobraża sobie funkcjonowania bez nich. Wcale nie chodzi tutaj o jakiś cudowny wynalazek, ale o emotikony, które na dobre wpisały się we współczesną komunikację. I choć pierwszy raz emotikona została użyta już 35 lat temu, to warto zauważyć, że od tamtego czasu zwykłe uśmieszki złożone z dwukropka i nawiasu ewoluowały i znacznie częściej spotykane są teraz w formie obrazkowej. Emocje przestały wyrażać jedynie emocje, a przedstawiają również czynności czy przedmioty. Jak można się domyślić, bardzo duża popularność kolorowych piktogramów wpłynęła także na przekazy marketingowe.
Bez emocji ani rusz
Pewnie, gdybyśmy nagle w konwersacji z kimś, z kim rozmawiamy na co dzień przestali używać emocji, usłyszelibyśmy pytanie, czy wszystko w porządku. No właśnie, bo emocji pozwalają nadać temu, co piszemy odpowiedni wydźwięk, sprawiają, że przekaz ma bardziej swobodny charakter, a czasami nawet zastępują słowa. Podobnie sprawa wygląda w marketingu. Jeśli tylko grupa docelowa oraz charakter naszej działalności na to pozwalają, to z powodzeniem możemy stosować emocji w naszych przekazach. Ubarwienie posta zamieszczonego na przykład na Facebooku wesołymi znakami na pewno sprawi, że będzie on bardziej przystępny, zwróci uwagę i co najważniejsze wzbudzi w odbiorcy więcej emocji. Należy pamiętać jednak o żelaznej zasadzie “co za dużo, to niezdrowo”. Przesada i zastępowanie słów obrazkami może doprowadzić do sytuacji, w której komunikat przestanie być jasny lub zirytuje odbiorców. Szczególnie należy uważać w przypadku, gdy komunikat nie jest skierowany do osób, które swobodnie poruszają się w internecie, a na przykład starszych, które niekoniecznie mają ochotę odszyfrowywać wiadomości obrazkowe. Drugim zagrożeniem jest to, co niektórym pewnie wydaje się mało prawdopodobne, mianowicie niewłaściwa interpretacja emotikony i wykorzystanie jej w sposób, który kogoś może urazić. Przykładu nie trzeba szukać daleko. Jakiś czas temu pewien dziennikarz skomentował zamach terrorystyczny płaczącymi buźkami… tyle że płaczącymi ze śmiechu. Wywołało to niemałe oburzenie wśród internautów. Jak więc widać nawet umiejętne posługiwanie się “buźkami” wymaga odpowiedniej wiedzy. Co ciekawe jakiś czas temu emocji “wyszły” poza ramy tradycyjnego ich używania i stały się na przykład bohaterami ogromnych kampanii reklamowych czy społecznych.
Dopasować się
Nie pozostaje nic innego jak tylko przyzwyczaić się do tego, że obecnie bez użycia ani jednego słowa można zaprosić kogoś na pizzę, a mały obrazek przedstawiający kciuka uniesionego do góry wyraża więcej niż 1000 słów.